Dlaczego dziś trudniej czuć: O kondycji emocjonalnej pokolenia scrollu.
Żyjemy w czasach, w których wszystko dzieje się za szybko. Szybkie wiadomości, szybkie reakcje, szybkie emocje – tylko że one nie są prawdziwe. Są błyskiem, nie światłem. Są echem, nie głosem.
Z perspektywy muzyka, ale też człowieka, który obserwuje świat przez pryzmat emocji, chciałbym dziś opowiedzieć o czymś, co uważam za największy problem współczesnego pokolenia – trudność w odczuwaniu głęboko i autentycznie. I o tym, dlaczego muzyka może (jeszcze) mieć w tym ratunek.
1. Znieczulenie emocjonalne: jak do tego doszło
Nie trzeba być psychologiem, żeby zauważyć, że coraz więcej ludzi ma problem z nazwaniem swoich emocji. „Źle się czuję, ale nie wiem czemu” – to zdanie słyszę od znajomych częściej niż jakiekolwiek inne.
Przyczyny są złożone, ale kilka z nich powtarza się u każdego:
Permanentna stymulacja – nasze mózgi są przebodźcowane. Scrollujemy godzinami, przyswajając setki informacji dziennie, często sprzecznych, bez czasu na ich przetrawienie.
Społeczna presja „pozytywności” – czujesz smutek? Lęk? Frustrację? Ukryj to. Uśmiechaj się. Bądź produktywny.
Brak przestrzeni na autentyczność – emocje nie są dziś „efektywne”. Nie wpisują się w korporacyjny, dynamiczny, zautomatyzowany świat.
W efekcie: tłumimy. Zamiast przeżywać – przeskakujemy. Zamiast mówić – wklejamy mema. Zamiast czuć – analizujemy.
2. Muzyka jako lustro emocji
Dla mnie muzyka od zawsze była miejscem, gdzie można być prawdziwym. Gdzie można powiedzieć coś, czego nie da się powiedzieć w rozmowie. Dźwięk pozwala wejść głębiej – ominąć filtr logiki, pozorów, strachu przed oceną.
Ale dziś nawet muzyka zaczyna być formatowana pod oczekiwania algorytmu:
refren po 15 sekundach,
zero pauz,
emocje uproszczone do hasła,
tekst, który nie musi nic znaczyć – byle brzmiał.
To nie jest już narzędzie do czucia. To opakowanie. I to właśnie chciałbym zmienić – swoim podejściem, swoją twórczością, swoimi słowami.
3. Czym jest „emocjonalna głębia” i dlaczego jej brakuje
„Wrażliwość” brzmi dziś jak coś miękkiego. Niewygodnego. Ale tak naprawdę to umiejętność widzenia rzeczy pod powierzchnią. Dostrzegania odcieni tam, gdzie inni widzą tylko kontur.
Emocjonalna głębia to:
umiejętność rozróżniania smutku od żalu, zmęczenia od wypalenia, samotności od wyobcowania,
zdolność bycia sam ze sobą i nie uciekania przed tym, co się wtedy czuje,
potrzeba autentyczności – nawet kosztem komfortu.
I to nie jest cecha „dla wybranych”. To coś, co można pielęgnować – jeśli tylko stworzy się ku temu warunki.
4. Co możemy zrobić (jako twórcy i słuchacze)
To nie jest tekst o narzekaniu. To tekst o potrzebie odzyskania kontaktu z własnymi emocjami. I o roli, jaką może w tym odegrać muzyka.
Kilka rzeczy, które proponuję – z doświadczenia:
Dla twórców:
Nie pisz pod trend. Pisz pod prawdę. Nawet jeśli będzie mniej chwytliwa – będzie bardziej potrzebna.
Zostaw miejsce na ciszę. Emocje często mieszczą się między słowami, nie w samych słowach.
Bądź surowy. Ludzie czują, kiedy coś jest „wymuskane” – i kiedy jest szczere.
Dla słuchaczy:
Słuchaj w całości. Zamiast playlisty z tysiącem piosenek – jeden album, od początku do końca.
Zatrzymaj się. Słuchaj nie w tle, tylko jako doświadczenie.
Szukaj tekstu. Sprawdzaj, co artysta chciał powiedzieć. Znajdź coś, co rezonuje z Tobą.
5. Po co to wszystko?
Nie mam złudzeń. Nie zmienię świata jednym utworem. Ale mogę zmienić coś w jednej osobie. Albo pomóc jej dotknąć czegoś w sobie, co przez lata było zablokowane.
Wiem, jak wygląda życie, gdy tłumisz wszystko. Wiem, do czego może doprowadzić pozorna „normalność”. I wiem, jak wygląda moment, w którym muzyka trafia w punkt i coś puszcza.
To dlatego to robię.
Nie dla sławy.
Nie dla followersów.
Tylko po to, żeby ktoś – słuchając – powiedział wreszcie: „ktoś mnie rozumie”.